( bez tytułu) Luźne spotkanie na kawie, neutralny grunt. Przypadkowi ludzie wokół. Dla mnie czarna jak smoła, mocna, z mlekiem roślinnym bez cukru. Dla ciebie? Czekamy na kawę. Prawie nic nie mówimy. Widzę cię. Przysuwam do ciebie swoje krzesło. Kładę twoją rękę na swoim kolanie. Czujesz pod stołem jak szeroko rozstawiam nogi. Mam na sobie majtki, bo jest dość chłodno. Nie lubię jak mi tam zimno. Pomimo chłodu czujesz moje ciepło w środku. Robisz to powoli i delikatnie. Wilgoć. Bardzo dużo. Palce ślizgają się. Ładna pani przynosi nam kawę. Ma białą koszulę,delikatny uśmiech. Twoja ręka jest ciągle we mnie. Kawa pięknie pachnie. Twoje palce pachną mną- wąchasz, liżesz i dajesz mi do spróbowania. Są słone. Mam czerwone policzki i radosne oczy. Biorę twoją rękę, idziemy do mieszkania,to pierwsze piętro. Wybieramy schody. Idziesz pierwsza. Widzę twoje łydki,uda i pośladki. Idziesz zalotnie,wiesz, że patrzę na twoją dupę i że cię pożądam. Wchodzimy na piętro,za rogiem łapię cię ,obracam i opieram o ścianę. Stanowczo,nie brutalnie. Zaczynam całować twój dekolt, szyję, policzki, powieki,moje dłonie mocno ściskają twoją dupę. Kiedy już nie możesz wytrzymać, marząc o poznaniu smaku moich ust, ja klękam, podciagam twoją sukienkę do góry i zanurzam się między twoje uda. Zakladasz jedną nogę na mój bark, a dłońmi dopychasz moją twarz do swojej cipki....
Słyszymy, że ktoś wychodzi z mieszkania na końcu korytarza. Wstajesz z kolan, cały ode mnie mokry. Wkładasz mi język głęboko do gardła. Czuję na nim mój smak, a na twojej twarzy mój zapach. Odpływam. Ktoś przechodzi obok. Tylko się liżemy. Moje kolano jest między twoimi udami, czuję twojego kutasa. Trzymasz mnie mocno za pośladki. Zostawiasz na nich odciski palców.
Trzymając cię za dupę,odwracam cię twarzą do ściany. Całuję twoje uszy, kark i szyję, szepcząc jak cię pragne, jak mocno mi stoi, że aż boli. Przybliżam się mocniej do twojego tyłka. Czujesz mojego kutasa między swymi pośladkami. Czujesz jaki jest twardy, pululsujący jak tykająca bomba. Chcę być w tobie, błyszczę jak twardy minerał. Hipnotyzuję cię. Trzęsą mi się kolana, ledwo stoję na nogach. Chcę żebyś wgniótł mnie w ścianę. Zmiażdżył i wycisnął ze mnie sok. Chcę już wejść do mieszkania.
Słyszymy, że ktoś wychodzi z mieszkania na końcu korytarza. Wstajesz z kolan, cały ode mnie mokry. Wkładasz mi język głęboko do gardła. Czuję na nim mój smak, a na twojej twarzy mój zapach. Odpływam. Ktoś przechodzi obok. Tylko się liżemy. Moje kolano jest między twoimi udami, czuję twojego kutasa. Trzymasz mnie mocno za pośladki. Zostawiasz na nich odciski palców.
Trzymając cię za dupę,odwracam cię twarzą do ściany. Całuję twoje uszy, kark i szyję, szepcząc jak cię pragne, jak mocno mi stoi, że aż boli. Przybliżam się mocniej do twojego tyłka. Czujesz mojego kutasa między swymi pośladkami. Czujesz jaki jest twardy, pululsujący jak tykająca bomba. Chcę być w tobie, błyszczę jak twardy minerał. Hipnotyzuję cię. Trzęsą mi się kolana, ledwo stoję na nogach. Chcę żebyś wgniótł mnie w ścianę. Zmiażdżył i wycisnął ze mnie sok. Chcę już wejść do mieszkania.
Sadza
Wszedł do pokoju, usiadł na podłodze obok niej. Była taka dzika i piękna, jej skóra była gładka, maksymalnie napięta. Przyglądał się jej. Uwielbiał oglądać jak dawała sobie rozkosz. Był o to zazdrosny, ale go to nakręcało, jak lont podpalony w dynamicie. "Kręcisz mnie jak jointa
Masz w sobie cechy skurwysyna i ojca
Sadza się osadza
Żarzą się oczy
W nich potrzeba paląca"
Był twardy i gotowy do działania. Ale nie chciał jej spłoszyć, była jak młoda sarenka, która zapomniała o istnieniu śmierci, bawiła się skacząc nad ogniem. Delikatne językiem zaczął pieścić jej stopy, paluszek po paluszku. Kawałek po kawałku. Palce, kostki, podeszwy stóp. Oddała się temu.Trochę zdziwiona, ale nie protestowała. Jej ciało wyginały skurcze. Teraz to już była jego zasługa. Czuł to. Jej smak na jego języku. Uwielbiał , połykał, zlizywał z niej siebie. Zaznaczał śliną drogę, żeby móc wrócić. Czy tego chciał? Czy chciał wracać? Nie. Chciał się w tym, w niej zatracić. Łydki, kolana i zgięcia kolan. Jak ona pięknie pachniała! Była świeża i rześka jak poranne powietrze. Uwielbiał! Wewnętrzne miejsca ud. Coraz wyżej i wyżej. Na górze było coraz mniej powietrza. "Kręcisz mnie jak jointa
Palisz mnie biernie
Nieświadomy ognia
Tak działają podpalacze
Ogień wznieca gdy nie patrzę"
Cipka. Była idealna, taka jaką sobie wielokrotnie wyobrażał. Miękkość i delikatność. Była jak rozkwitający kwiat. Płynęła z niej rzeka. Wskoczył w to, pił ją językiem, spijał i upijał się tym. Był na rauszu, zatopiony w jej smaku i zapachu. Była cudowna. Gorąca, pachniała tak jak lubił. Językiem płynął wzdłuż rzeki, postój na miękkiej wyspie łechtaczki. Była nabrzmiała od krwi, cudowna. Jego język robił jej dobrze, czuł to, widział to w jej pijanych oczach. Miał ją, mógłby zrobić z nią wszystko.Pragnął by była jego, choć wiedział, że nigdy nie będzie na sto procent. Była wolna, nie mógł jej prosić,żeby z niej zrezygnowała. Teraz pieścił ją palcami. Głęboko, delikatnie w to ciepło i wilgoć. Cudowna. Zlizywał ją ze swoich palców, które potem dawał jej do oblizania. Zatapiał się w niej. Nie chciał utonąć. Brzuch, pępek, piersi. Wyglądały jakby miały eksplodować. Sutki sterczały nieziemsko. Dwa guziczki. Naciśnięcie którego podpali świat? Językiem wokół nich. Jęczała cicho jakby się Mapa śliny dawno już wyparowała z jej gorącego ciała. Dekolt, szyja, kark. Została przez niego oznaczona, ma jego DNA. Płatki i wnętrza uszu. Rozpływała się. W końcu poczuła w sobie jego twardego penisa. Pasował do niej idealnie, wiedzieli, że tak będzie. Taki był plan wszechświata. Musieli się temu poddać bez protestu.
(...)
"Popiół i dym
Popiół i dym
Popiół i dym
Sativa euforia
Sativa
Sadza się osadza
Na pamiątkę masz coś do rozniecania ognia"
Było jej dobrze, mocne, głębokie uderzenia, spokojnie ale z siłą, żeby go zapamiętała na całe życie. Żadne z nich nie odwróciło wzroku, nie uciekało, ufali sobie, choć to było niebezpieczne. Szybciej, coraz szybciej. Jego ręce skanują jej ciało- faktura, temperatura, reakcja na dotyk jego dłoni. Musi to zapamiętać. Poczuł na penisie delikatne skurcze. To jej czy jego? Była taka piękna, nie mógłby jej skrzywdzić. Coraz mocniej i mocniej. Skurcze nasiliły się. Jej cipka pulsowała, pobudzając go do orgazmu. Kochał się z nią mocno, bardzo to lubiła. Mocniej i szybciej. Jeszcze bardziej i bardziej. Sperma płynąca z jej cipki wymieszana z jej sokami. Najwspanialszy nektar którego kiedykolwiek smakował. Zanurzył w nim palce, włożył do jej ust. A potem podał jej ten eliksir ze swojego języka. Piła zachłannie, była ciągle na szczycie, obecna w Tu i Teraz. Obecna w nim- smakiem,zapachem ,dotykiem. Byli jednym, niczego oboje już więcej nie chcieli. Płynęli w tym jak w spokojnej rzece, z szeroko otwartymi oczami. Za oknem skończył się świat. W tym momencie miał ją na sto procent.
Wszedł do pokoju, usiadł na podłodze obok niej. Była taka dzika i piękna, jej skóra była gładka, maksymalnie napięta. Przyglądał się jej. Uwielbiał oglądać jak dawała sobie rozkosz. Był o to zazdrosny, ale go to nakręcało, jak lont podpalony w dynamicie. "Kręcisz mnie jak jointa
Masz w sobie cechy skurwysyna i ojca
Sadza się osadza
Żarzą się oczy
W nich potrzeba paląca"
Był twardy i gotowy do działania. Ale nie chciał jej spłoszyć, była jak młoda sarenka, która zapomniała o istnieniu śmierci, bawiła się skacząc nad ogniem. Delikatne językiem zaczął pieścić jej stopy, paluszek po paluszku. Kawałek po kawałku. Palce, kostki, podeszwy stóp. Oddała się temu.Trochę zdziwiona, ale nie protestowała. Jej ciało wyginały skurcze. Teraz to już była jego zasługa. Czuł to. Jej smak na jego języku. Uwielbiał , połykał, zlizywał z niej siebie. Zaznaczał śliną drogę, żeby móc wrócić. Czy tego chciał? Czy chciał wracać? Nie. Chciał się w tym, w niej zatracić. Łydki, kolana i zgięcia kolan. Jak ona pięknie pachniała! Była świeża i rześka jak poranne powietrze. Uwielbiał! Wewnętrzne miejsca ud. Coraz wyżej i wyżej. Na górze było coraz mniej powietrza. "Kręcisz mnie jak jointa
Palisz mnie biernie
Nieświadomy ognia
Tak działają podpalacze
Ogień wznieca gdy nie patrzę"
Cipka. Była idealna, taka jaką sobie wielokrotnie wyobrażał. Miękkość i delikatność. Była jak rozkwitający kwiat. Płynęła z niej rzeka. Wskoczył w to, pił ją językiem, spijał i upijał się tym. Był na rauszu, zatopiony w jej smaku i zapachu. Była cudowna. Gorąca, pachniała tak jak lubił. Językiem płynął wzdłuż rzeki, postój na miękkiej wyspie łechtaczki. Była nabrzmiała od krwi, cudowna. Jego język robił jej dobrze, czuł to, widział to w jej pijanych oczach. Miał ją, mógłby zrobić z nią wszystko.Pragnął by była jego, choć wiedział, że nigdy nie będzie na sto procent. Była wolna, nie mógł jej prosić,żeby z niej zrezygnowała. Teraz pieścił ją palcami. Głęboko, delikatnie w to ciepło i wilgoć. Cudowna. Zlizywał ją ze swoich palców, które potem dawał jej do oblizania. Zatapiał się w niej. Nie chciał utonąć. Brzuch, pępek, piersi. Wyglądały jakby miały eksplodować. Sutki sterczały nieziemsko. Dwa guziczki. Naciśnięcie którego podpali świat? Językiem wokół nich. Jęczała cicho jakby się Mapa śliny dawno już wyparowała z jej gorącego ciała. Dekolt, szyja, kark. Została przez niego oznaczona, ma jego DNA. Płatki i wnętrza uszu. Rozpływała się. W końcu poczuła w sobie jego twardego penisa. Pasował do niej idealnie, wiedzieli, że tak będzie. Taki był plan wszechświata. Musieli się temu poddać bez protestu.
(...)
"Popiół i dym
Popiół i dym
Popiół i dym
Sativa euforia
Sativa
Sadza się osadza
Na pamiątkę masz coś do rozniecania ognia"
Było jej dobrze, mocne, głębokie uderzenia, spokojnie ale z siłą, żeby go zapamiętała na całe życie. Żadne z nich nie odwróciło wzroku, nie uciekało, ufali sobie, choć to było niebezpieczne. Szybciej, coraz szybciej. Jego ręce skanują jej ciało- faktura, temperatura, reakcja na dotyk jego dłoni. Musi to zapamiętać. Poczuł na penisie delikatne skurcze. To jej czy jego? Była taka piękna, nie mógłby jej skrzywdzić. Coraz mocniej i mocniej. Skurcze nasiliły się. Jej cipka pulsowała, pobudzając go do orgazmu. Kochał się z nią mocno, bardzo to lubiła. Mocniej i szybciej. Jeszcze bardziej i bardziej. Sperma płynąca z jej cipki wymieszana z jej sokami. Najwspanialszy nektar którego kiedykolwiek smakował. Zanurzył w nim palce, włożył do jej ust. A potem podał jej ten eliksir ze swojego języka. Piła zachłannie, była ciągle na szczycie, obecna w Tu i Teraz. Obecna w nim- smakiem,zapachem ,dotykiem. Byli jednym, niczego oboje już więcej nie chcieli. Płynęli w tym jak w spokojnej rzece, z szeroko otwartymi oczami. Za oknem skończył się świat. W tym momencie miał ją na sto procent.
Cz.2.
Złapał ją za nadgarstek. Mocny uścisk był kajdankami z jego palców. Czuła swoje tętno. Czuła, że krew nie płynie tak jak powinna. Tak szli. Chciała coś powiedzieć. "Cicho bądź " Kryształek lodu wypadł z jego ust. Mógłby ją skaleczyć. Ona biegła za nim. Przez pole, przez sieci z pajęczyn, złapał ją. Czuła się jak sarna. Miała łagodne oczy, w których na dnie można było zobaczyć śmierć. Należało się tylko dobrze przyjrzeć, pod odpowiednim kątem padania światła. Dźwięk klucza otwierającego zamek. Weszła do środka. W pomieszczeniu panował półmrok. Na łydkach poczuła delikatny dotyk kociego grzbietu. Patrzał na nią wielkimi ślepiami. Były zielone, piękne, mieniły się w tym półmroku jak dwa świetliki. Zielony to jej ulubiony kolor, uspokoił ją na parę sekund. On stał oparty o ścianę, uśmiechał się. Włożył palce dłoni w jej włosy,tuż nad karkiem, zacisnąl. Kilka kroków. Rzucił nią o ścianę. Siła była kontrolowana, inaczej mogłaby się o nią roztrzaskać jak fala o skały. " Rozbierz się " Już. Trzymając ją znowu za włosy, kazał,by postawiła stopę na kaloryferze. Przycisnął ją mocno do ściany. Jego dłoń miażdżyła jej sutka. Chciała jeszcze. Niech to się nigdy nie kończy. Chciała się z nim pieprzyć. Dreszcze od dołu do góry i z powrotem. Gryzł jej szyję. Uwolnił piersi i mocno zakrył dłonią jej usta. Była w stanie oddychać tylko przez nos. Pieprzył ją mocno, wgniatał w ścianę. Bardzo szybko. Jakby chciał zrobić z niej drzwi,które zaprowadzą do innego wymiaru w jakieś bajkowe, magiczne miejsce. Jakby chciał przez nią przejść.Szarpnął ją mocno, odwrócił twarzą do siebie. Jego ręka na jej szyi. Pomimo uwolnionych ust nie mogła oddychać swobodnie. Dotykali się nosami. "Patrz na mnie, nie możesz zamknąć oczu". Nawet gdyby miały jej wyschnąć, nie zrobi tego.Znowu ją pieprzył. Grzebał jej w głowie, robił bałagan. Totalną rozpierduchę. Wyszedł z niej. Co się dzieje, dlaczego? Przecież za chwilę będzie stacja końcowa, spełnienie w postaci orgazmu. "Chcesz dalej to musisz poprosić. Klęknij." Kolejne magiczne zaklęcie. Klęczała mając przed oczami jego kutasa. "Poproś ładnie ". "Proszę..." Bardziej dało się słyszeć jęk, niż ciąg sensownie następujących po sobie liter. Rzucił ją na ziemię. Pieprzył tak mocno jak się dało. Kot przyglądał im się, ziewnął jakby to przedstawienie go nudziło, jakby oglądał je po raz kolejny. Zieleń jego oczu była jedynym dowodem na istnienie świata. Jak koło ratunkowe, latarnia na wzburzonym morzu. Oddała się mu, bardziej już nie mogła. Bardziej to byłaby śmierć. Teraz dryfowała po morzu, była ciepłymi falami, które wypływały z jej ciała na podłogę, lizały cieniami ściany i sufit. Płuca miarowo pompowały powietrze. Próbowały je odzyskać. Jego wzrok utrzymywał ją na powierzchni. Jego palce w jej ustach. Miękki,suchy język. Jakby zamknęła oczy to w każdej chwili mógłby rzucić ją na dno, pozbawiając ponownie powietrza. Jego sperma na jej plecach i pupie, odwróciła się na plecy, najpierw prosząc o zgodę. Na piersiach i brzuchu. Była mu wdzięczna. Była spokojna, nie walczyła, totalnie pozbawiona strachu. Po raz pierwszy w życiu.
Złapał ją za nadgarstek. Mocny uścisk był kajdankami z jego palców. Czuła swoje tętno. Czuła, że krew nie płynie tak jak powinna. Tak szli. Chciała coś powiedzieć. "Cicho bądź " Kryształek lodu wypadł z jego ust. Mógłby ją skaleczyć. Ona biegła za nim. Przez pole, przez sieci z pajęczyn, złapał ją. Czuła się jak sarna. Miała łagodne oczy, w których na dnie można było zobaczyć śmierć. Należało się tylko dobrze przyjrzeć, pod odpowiednim kątem padania światła. Dźwięk klucza otwierającego zamek. Weszła do środka. W pomieszczeniu panował półmrok. Na łydkach poczuła delikatny dotyk kociego grzbietu. Patrzał na nią wielkimi ślepiami. Były zielone, piękne, mieniły się w tym półmroku jak dwa świetliki. Zielony to jej ulubiony kolor, uspokoił ją na parę sekund. On stał oparty o ścianę, uśmiechał się. Włożył palce dłoni w jej włosy,tuż nad karkiem, zacisnąl. Kilka kroków. Rzucił nią o ścianę. Siła była kontrolowana, inaczej mogłaby się o nią roztrzaskać jak fala o skały. " Rozbierz się " Już. Trzymając ją znowu za włosy, kazał,by postawiła stopę na kaloryferze. Przycisnął ją mocno do ściany. Jego dłoń miażdżyła jej sutka. Chciała jeszcze. Niech to się nigdy nie kończy. Chciała się z nim pieprzyć. Dreszcze od dołu do góry i z powrotem. Gryzł jej szyję. Uwolnił piersi i mocno zakrył dłonią jej usta. Była w stanie oddychać tylko przez nos. Pieprzył ją mocno, wgniatał w ścianę. Bardzo szybko. Jakby chciał zrobić z niej drzwi,które zaprowadzą do innego wymiaru w jakieś bajkowe, magiczne miejsce. Jakby chciał przez nią przejść.Szarpnął ją mocno, odwrócił twarzą do siebie. Jego ręka na jej szyi. Pomimo uwolnionych ust nie mogła oddychać swobodnie. Dotykali się nosami. "Patrz na mnie, nie możesz zamknąć oczu". Nawet gdyby miały jej wyschnąć, nie zrobi tego.Znowu ją pieprzył. Grzebał jej w głowie, robił bałagan. Totalną rozpierduchę. Wyszedł z niej. Co się dzieje, dlaczego? Przecież za chwilę będzie stacja końcowa, spełnienie w postaci orgazmu. "Chcesz dalej to musisz poprosić. Klęknij." Kolejne magiczne zaklęcie. Klęczała mając przed oczami jego kutasa. "Poproś ładnie ". "Proszę..." Bardziej dało się słyszeć jęk, niż ciąg sensownie następujących po sobie liter. Rzucił ją na ziemię. Pieprzył tak mocno jak się dało. Kot przyglądał im się, ziewnął jakby to przedstawienie go nudziło, jakby oglądał je po raz kolejny. Zieleń jego oczu była jedynym dowodem na istnienie świata. Jak koło ratunkowe, latarnia na wzburzonym morzu. Oddała się mu, bardziej już nie mogła. Bardziej to byłaby śmierć. Teraz dryfowała po morzu, była ciepłymi falami, które wypływały z jej ciała na podłogę, lizały cieniami ściany i sufit. Płuca miarowo pompowały powietrze. Próbowały je odzyskać. Jego wzrok utrzymywał ją na powierzchni. Jego palce w jej ustach. Miękki,suchy język. Jakby zamknęła oczy to w każdej chwili mógłby rzucić ją na dno, pozbawiając ponownie powietrza. Jego sperma na jej plecach i pupie, odwróciła się na plecy, najpierw prosząc o zgodę. Na piersiach i brzuchu. Była mu wdzięczna. Była spokojna, nie walczyła, totalnie pozbawiona strachu. Po raz pierwszy w życiu.
Cz.1.
Pociąg sunął miarowo po torach. Muzyka w słuchawkach zanikała, dużo zieleni i lasów, słaby zasięg. Szkoda, bo popsuło jej to plan gapienia się przez okno- lubiła dopasowywać muzykę do obrazów,kolorów i faktur pejzażu. Stado saren przecięło pole. Jedna obejrzała się za siebie. Czyżby słyszała jak ją woła? Zamknęła oczy. Cienie pod powiekami zmieniały się. Balansowała pomiędzy jawą a snem, na palcach. Zapach, który się pojawił pachniał jak daleka podróż, pasował jej do Tu i Teraz. Pieprz, suszony tytoń, kardamon i imbir. Wanilia? Otworzyła oczy. Siedział na przeciwko niej. Kiedy i jak dostał się do jej przedziału?A może to sen, może zmaterializował się jak duch. W snach to normalne, nie ma co się bać. Gapił się w telefon, ale mogłaby przsiąc, że uśmiecha się do niej,a nie do tego,co tam widzi. Miał ręce o długich palcach. Jednodniowy zarost. Szaroniebieskie oczy. Błyszczały jak lód. Były zimne i pociągające. Usta z delikatnie podniesionymi kącikami. Ciekawe jaki smak miałaby jego ślina pomieszana ze smakiem jej skóry- ta mikstura mogłaby stanowić wybuchową mieszankę. Zamknęła oczy. Za długo się gapi. Na gołych łydkach poczuła delikatny dotyk jego nóg. Jego skóra delikatnie ją musnęła. Otworzyła oczy, powiedziała "Przepraszam". Uśmiechnął się, jego spojrzenie złapało ją na haczyk i nie chciało puścić. Pomimo tego, że cofnęła nogi, on wyciągnął swoje w jej stronę. Butem zdecydowanie przesunął jej stopę do drugiej stopy. Złączyła kolana. Jego nogi były na zewnątrz, dotykały jej łydek. Siedziała jak sparaliżowana. Nie mogła uciec. Nie chciała. Jego spojrzenie rzucało w nią ostre kryształki lodu, które nie chciały się topić. Zaczepiał ją. Co będzie jak za chwilę będzie musiała wysiąść? Zdjąć swoją walizkę znad jego głowy. Czy by tego chciała, żeby wysiadl z nią? Wydawało jej się, że pociąg bardzo przyspieszył, obraz za oknem był rozmyty jak mokra akwarela. Musiała sobie szybko przypomnieć dokąd jedzie. Kręciło jej się w głowie. Ma tylko kilka minut na to,żeby wysiąść. Zdjąć walizkę. Stanąć przed nim, wyciągnąć do góry ręce, wspiąć się na palcach. Była unieruchomiona.
Teraz. Jej ręce w górze, krok do przodu, stała na palcach. Musiała być blisko jego twarzy bo czuła na brzuchu jego oddech. Była pewna,że wcześniej opierał się o fotel. Teraz jego ciało zmieniło pozycję. Spojrzała w dół. Gdyby wystawił język mógłby ją tam polizać. Oddech przyspieszył. Ta myśl uniosła ją na chwilę w powietrze. "Nie teraz. Wysiadamy razem ". Czy usłyszała to naprawdę, czy to tylko jakiś senny majak? Usiadła, była posłuszna, dziwne podniecające uczucie. Ktoś ma ją w garści, może zrobić z nią co zechce, może rzucić na nią milion zaklęć a ona zrobi wszystko,co jej każe. I będzie prosiła o więcej, będzie błagała go o więcej, gdy dostanie tylko okruchy tego, co mogłoby nastąpić. Będzie ją kontrolował a ona będzie go o to prosiła. Obserwowali się. Po karku przebiegał jej maraton dreszczy. Ręce były niespokojne. Mięśnie gotowe do reakcji na bodźce. Wyostrzone zmysły. Szybki oddech. Pociąg mijał kolejne stacje. On kazał jej nic nie mówić, tylko patrzeć na siebie. Wstał,zdjął jej walizkę. W przeciwieństwie do niej nie musiał stawać na palcach. "Wstań i idź. Nic nie mów. Będę za tobą ". Wysiedli z pociągu. Gdzie byli? Co się za chwilę stanie?
Pociąg sunął miarowo po torach. Muzyka w słuchawkach zanikała, dużo zieleni i lasów, słaby zasięg. Szkoda, bo popsuło jej to plan gapienia się przez okno- lubiła dopasowywać muzykę do obrazów,kolorów i faktur pejzażu. Stado saren przecięło pole. Jedna obejrzała się za siebie. Czyżby słyszała jak ją woła? Zamknęła oczy. Cienie pod powiekami zmieniały się. Balansowała pomiędzy jawą a snem, na palcach. Zapach, który się pojawił pachniał jak daleka podróż, pasował jej do Tu i Teraz. Pieprz, suszony tytoń, kardamon i imbir. Wanilia? Otworzyła oczy. Siedział na przeciwko niej. Kiedy i jak dostał się do jej przedziału?A może to sen, może zmaterializował się jak duch. W snach to normalne, nie ma co się bać. Gapił się w telefon, ale mogłaby przsiąc, że uśmiecha się do niej,a nie do tego,co tam widzi. Miał ręce o długich palcach. Jednodniowy zarost. Szaroniebieskie oczy. Błyszczały jak lód. Były zimne i pociągające. Usta z delikatnie podniesionymi kącikami. Ciekawe jaki smak miałaby jego ślina pomieszana ze smakiem jej skóry- ta mikstura mogłaby stanowić wybuchową mieszankę. Zamknęła oczy. Za długo się gapi. Na gołych łydkach poczuła delikatny dotyk jego nóg. Jego skóra delikatnie ją musnęła. Otworzyła oczy, powiedziała "Przepraszam". Uśmiechnął się, jego spojrzenie złapało ją na haczyk i nie chciało puścić. Pomimo tego, że cofnęła nogi, on wyciągnął swoje w jej stronę. Butem zdecydowanie przesunął jej stopę do drugiej stopy. Złączyła kolana. Jego nogi były na zewnątrz, dotykały jej łydek. Siedziała jak sparaliżowana. Nie mogła uciec. Nie chciała. Jego spojrzenie rzucało w nią ostre kryształki lodu, które nie chciały się topić. Zaczepiał ją. Co będzie jak za chwilę będzie musiała wysiąść? Zdjąć swoją walizkę znad jego głowy. Czy by tego chciała, żeby wysiadl z nią? Wydawało jej się, że pociąg bardzo przyspieszył, obraz za oknem był rozmyty jak mokra akwarela. Musiała sobie szybko przypomnieć dokąd jedzie. Kręciło jej się w głowie. Ma tylko kilka minut na to,żeby wysiąść. Zdjąć walizkę. Stanąć przed nim, wyciągnąć do góry ręce, wspiąć się na palcach. Była unieruchomiona.
Teraz. Jej ręce w górze, krok do przodu, stała na palcach. Musiała być blisko jego twarzy bo czuła na brzuchu jego oddech. Była pewna,że wcześniej opierał się o fotel. Teraz jego ciało zmieniło pozycję. Spojrzała w dół. Gdyby wystawił język mógłby ją tam polizać. Oddech przyspieszył. Ta myśl uniosła ją na chwilę w powietrze. "Nie teraz. Wysiadamy razem ". Czy usłyszała to naprawdę, czy to tylko jakiś senny majak? Usiadła, była posłuszna, dziwne podniecające uczucie. Ktoś ma ją w garści, może zrobić z nią co zechce, może rzucić na nią milion zaklęć a ona zrobi wszystko,co jej każe. I będzie prosiła o więcej, będzie błagała go o więcej, gdy dostanie tylko okruchy tego, co mogłoby nastąpić. Będzie ją kontrolował a ona będzie go o to prosiła. Obserwowali się. Po karku przebiegał jej maraton dreszczy. Ręce były niespokojne. Mięśnie gotowe do reakcji na bodźce. Wyostrzone zmysły. Szybki oddech. Pociąg mijał kolejne stacje. On kazał jej nic nie mówić, tylko patrzeć na siebie. Wstał,zdjął jej walizkę. W przeciwieństwie do niej nie musiał stawać na palcach. "Wstań i idź. Nic nie mów. Będę za tobą ". Wysiedli z pociągu. Gdzie byli? Co się za chwilę stanie?
Niebo dzisiaj wisi nisko, jest ciężkie, nabrzmiałe od wody i szarości. Postanowiła wyjść z domu. Spacery zawsze dobrze jej robią. Tak jak muzyka. A połączenie tych dwóch jest dla niej jak medytacja. Dzisiaj pomedytuje szarością i wilgocią. Powietrze stało w miejscu,było jak zamknięte w słoiku, bez objawów ruchu. Za to jej ciało było maksymalnie wprawione w ruch. Miała wrażenie, że gdyby tylko uniosła rękę, to paznokciami mogłaby przebić tą szarą i gęstą pianę z chmur. Mijała miejsca i ludzi. Lubiła zapamiętywać szczegóły i fragmenty obydwu. Lubiła łapać spojrzenia, plątać się w pajęczynie siatkówki. Rejestrowała detale. Wyschnięty kwiat w oknie. Długie palce dłoni mężczyzny,który przechodził obok niej. Zapach. Potem spojrzenie kobiety,która z nim szła. Było zimne jak lód. Jaki jest dźwięk krojonego lodu? Zapach kwitnącej lipy, czyjeś perfumy. Mokre liście. Gęsia skórka, kiedy spojrzenia krzyżują się na kilka sekund. Ile czasu minęło? Ile kroków, uderzeń serca. Ile litrów przepompowanej krwi. Zaczęło się od kilku kropli. Tak samo jak zawsze. Cieszyła się. Z premedytacją nie wzięła parasola. Chciała zmoknąć, kąpać się w deszczu, wystawiać język do góry, z otwartymi oczami. Ulubiony park, nurzanie się w zieleni. Zieleń pasuje do niej. Do jej skóry i koloru włosów, do piegów-lubią się. Zieleń ładnie pachnie, jest delikatna, ma neutralną temperaturę. Otula i uspokaja. Teraz padało już na dobre, było cudownie. Szarość pękła, wszystko ciekło, kapało. Prosto na nią, do szpiku jej Ja. Zapamiętać to,zapisać jak najwięcej, zrobić notatki na skórze, nauczyć się na pamięć, by potem powtarzać jak mantrę. Wytarzać w deszczu Ja, zmoczyć je całe. Wszystko w niej krzyczało. Zmysły mieszały się z chmurami,deszczem z powietrzem, którym w końcu dało się oddychać. Materiał koszulki przemókł. Buty. Spodnie. Jakby w ubraniu weszła prosto pod prysznic. Deszcz lał się po jej plecach, eksplodował twardymi sutkami, mokry brzuch, palce, tyłek. Kolana i łokcie. Wszystko ciekło. Teraz do domu. Szybko. Zamknęła drzwi, na podłodze zrobiła pokaźną kałużę. Była deszczem,soczystą zielenią,eksplozją oddechów. Zdjęła koszulkę. Buty, spodnie,skarpetki, stanik i majtki. Weszła do pokoju. Szeroko otworzyła okno. Zasłoniła szarą zasłonę. Musi kupić zieloną - pomyślała. Miała zielony koc,zawsze to coś. Rozłożyła go starannie na podłodze. Położyła się. Rozłożyła szeroko nogi. Jej ciało delikatnie pulsowało jakby śpiewało cichą piosenkę. Jakby mruczało i szeptało jednocześnie. Była mokra od wody. Włosy przyklejone do szyi, pachniały deszczem i perfumami. Dotyk sprawiał jej dużo przyjemności. Miała zimne ręce. Dreszcz. Plecy wygięte w łuk. Kulka ciepla w dole brzucha. Miała mokrą cipkę. Od deszczu pewnie też. Ale nie tylko. Każdy ruch palcami sprawiał jej ogromną przyjemność. Czuła jakby kochała się z deszczem na trawie. Mogłaby uwierzyć w to, że jej palce pachniały zielenią. Dreszcz i kolejny skurcz. Cieplo w dole brzucha wędruje wyżej do piersi. Wybucha tam delikatnie. Jeszcze delikatnie by potem móc eksplodować w głowie. Ale to nie teraz. Zaraz,za chwilę. Dotyk był intensywny, zdarzało się,że przyjemnie bolał. Lubiła tak. Intensywnie. Żeby poczuć to do granic,żeby być tym dotykiem. W powietrzu unosił się jej oddech i zapach. Coraz szybszy i szybszy. Wibrował i pulsował. Wiatr ruszał zasłoną jakby chciał brać w tym udział. Podglądał ją. Kulka ciepła zrobiła jej dziurę w głowie, by potem szybko przeszyć całe ciało, aż po końce palców u stóp. Skurcze miotały jej ciałem- tańczyła w deszczu na trawie. Wąchała ją, zaciskała na niej swoje palce. Wyrywała i gryzła. Miała od niej zielone kolana. Rozpadła się na milion kawałków. Miała smak deszczu w kącikach ust.